NAUCZANIE INDYWIDUALNE – DLA DOBRA UCZNIA CZY SZKOŁY?
„Z uczniem są problemy”. Skarżą się nauczyciele. Skarżą się rodzice innych dzieci. Dyrektor przyparty do muru. Co najłatwiej zrobić w takiej sytuacji? Jak to co? Polski system oświaty zna jedno doskonałe rozwiązanie, niezawodny sposób na wszystko. Nauczanie indywidualne! Tylko dla kogo jest ono „lekiem na całe zło”? Dla ucznia czy może dla szkoły?
W ostatnich latach w polskich szkołach można zaobserwować coraz częstsze sięganie po nauczanie indywidualne jako sposób radzenia sobie z „trudnymi uczniami”. W świetle najnowszych przepisów – Rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej obowiązującego od bieżącego roku szkolnego oraz listu wystosowanego niedawno przez MEN do dyrektorów szkół, problem nabiera jeszcze większej aktualności i jaskrawości. Postanowiłam więc przyjrzeć mu się uważniej. Poniższy tekst nie jest oczywiście żadną „oficjalną wykładnią”, a jedynie moimi prywatnymi refleksjami wynikającymi z autopsji (sama mam dziecko korzystające z nauczania indywidualnego) oraz obserwacji (rozmów z rodzicami, nauczycielami i dyrektorami szkół). A przemyślenia te wynikają bezpośrednio z pytań, jakie zadałam sobie, analizując sytuację własnego syna i innych dzieci nauczanych indywidualnie, z którymi mam kontakt:
Dla kogo jest przeznaczone nauczanie indywidualne?
Czy ma ono służyć uczniowi, czy szkole?
Czy ta forma nauczania nie jest nadużywana?
Odpowiedzi, jakie nasuwają mi się po przeanalizowaniu znanych mi przypadków, budzą we mnie pewne wątpliwości.
DLA KOGO?
Nauczanie indywidualne jest przeznaczone dla uczniów, „których stan zdrowia uniemożliwia lub znacznie utrudnia uczęszczanie do […] szkoły”.
Właśnie! Uniemożliwia lub znacznie utrudnia uczniowi uczęszczanie do szkoły, a nie szkole radzenie sobie z uczniem. Zanim rodzice wystąpią z wnioskiem o nauczanie indywidualne, a dyrektor wyda zarządzenie, warto pamiętać, że ten przepis został utworzony na potrzeby dzieci przewlekle chorych, niepełnosprawnych oraz upośledzonych w stopniu znacznym. Takich, które nie dadzą rady dotrzeć do szkoły, więc nauczyciele muszą przychodzić do nich, a także takich, dla których uczestniczenie w lekcjach z oddziałem klasowym w pełnym wymiarze godzin jest zbyt wielkim obciążeniem.
Nauczanie indywidualne nie jest więc z definicji przeznaczone dla uczniów, którzy mają kłopoty w nauce lub sprawiają problemy wychowawcze. Tym dzieciom także należy pomóc, współczesna szkoła dysponuje wieloma formami takiej pomocy. Warto więc najpierw przemyśleć objęcie ucznia opieką psychologiczną, pedagogiczną, zaproponować rodzicom różnorodną ofertę zajęć terapeutycznych prowadzonych przez poradnie psychologiczno-pedagogiczne, zanim zadecyduje się, że „tutaj jest potrzebne nauczanie indywidualne”.
DLA DOBRA UCZNIA CZY DLA WYGODY?
Z zasady nauczanie indywidualne powinno być rozwiązaniem pomocnym dla ucznia, podjętym z uwagi na jego dobro. Jednak nie zawsze właśnie takie są powody skorzystania z tej formy kontynuowania nauki. Zdarza się, że priorytetem okazuje się wcale nie rozwój dziecka, a wygoda szkoły, nauczycieli albo rodziców.
Ciężko jest jednoznacznie powiedzieć, że wszyscy zaangażowani w sprawę kierują się wyłącznie dobrem dziecka, gdy decyzja o nauczaniu indywidualnym zapada, ponieważ uczeń sprawiał zbyt duże problemy wychowawcze albo znacząco odstawał od reszty klasy szybkością przyswajania materiału. Wówczas pojawia się pytanie: czy to przypadkiem nie dlatego, że on po prostu przeszkadzał, był uciążliwy i praca z nim wymagała od nauczycieli zwiększonego wysiłku? A może chodziło o to, by uspokoić innych rodziców, nieustannie przychodzących na skargę (w skrajnym przypadku próbujących sterroryzować dyrektora lub nachalnie odwiedzających kuratorium oświaty)? A może ciężko było się porozumieć z rodzicami tego dziecka i nie byli oni chętni do współpracy ze szkołą, ignorowali problem? Albo to właśnie sami rodzice chcieli pozbyć się nieustannych wezwań do szkoły i nieprzyjemnych sytuacji?
Uczeń taki jest kłopotliwy. Ciężko się z nim pracuje. Stanowi problem dla szkoły, dla rodziców. Ale czy nauczanie indywidualne nie jest w takich przypadkach pójściem na łatwiznę, po linii najmniejszego oporu? Bo tak wygodniej. Można więc skierować ucznia do lekarza psychiatry przyjmującego w pobliskiej poradni psychologiczno-pedagogicznej i, jeszcze przed dokładnym przebadaniem go, wyprosić (wypraszającym może być rodzic dziecka albo pedagog szkolny) wstępną diagnozę na podstawie wywiadu i wystawienie orzeczenia o potrzebie indywidualnego nauczania. Problem zniknie i wszyscy będą szczęśliwi. Nauczyciele odetchną z ulgą, rodzice przestaną być nieustannie wzywani, dyrektor nie będzie musiał wysłuchiwać ciągłych skarg i zażaleń, nikt nie będzie się już awanturował... Istna sielanka…
Ale czy takie rozwiązanie na pewno w każdym z tych przypadków jest dobre dla ucznia? Czy to jego potrzeby są tutaj na pierwszym miejscu?
KIEDY DOCHODZI DO NADUŻYCIA?
Nauczanie indywidualne – kiedyś przyznawane w przypadkach jednostkowych – teraz jest orzekane coraz częściej. To smutne, ale taki proceder zaczyna przypominać jakąś ogólną tendencję, nowy trend, żeby nie powiedzieć wprost – modę. Warto więc przemyśleć, czy dzieje się tak z powodu nagłego wzrostu przewlekłych chorób wśród dzieci i młodzieży w wieku szkolnym, czy też ze zgoła innych powodów.
Kiedy zatem dochodzi do nadużycia? Moim zdaniem w każdym przypadku, w którym powodem zapadnięcia takiej decyzji jest cokolwiek poza faktycznym stanem zdrowia ucznia. Czasem to rodzice stawiają szkołę przed faktem dokonanym, a czasem szkoła naciska na rodziców.
Przykłady można by mnożyć:
- Dziecko zdrowe lub chore w stopniu pozwalającym na uczęszczanie do szkoły, które z powodu niechęci do nauki znacząco odstaje poziomem wiedzy od klasy – tutaj potrzebne jest zmotywowanie do nauki i wzmożona praca nauczycieli oraz rodziców, nie specjalne względy. Nauczanie indywidualne to nie zajęcia wyrównawcze.
- Uczeń sprawiający kłopoty wychowawcze, usunięty z klasy, bo przeszkadza, a nauczyciele nie radzą sobie z utrzymaniem dyscypliny w jego obecności – nauczanie indywidualne to nie sposób na pozbywanie się odpowiedzialności i problemów, odciążanie nauczycieli.
- Uczeń pełnoletni, niezainteresowany nauką i niemający chęci korzystać z przysługującego mu prawa kontynuowania edukacji, którego rodzice chcą, by skończył szkołę w „trybie eksternistycznym” – nauczanie indywidualne to nie „eksternistyczne LO”, uczeń pełnoletni nie ma obowiązku szkolnego, ma tylko prawo do nauki, zmuszanie go do skorzystania z niego, gdy sam tego nie chce, mija się z celem.
- Uczeń niepełnosprawny zdolny do uczęszczania do szkoły posiadającej klasę integracyjną – jeżeli tylko istnieje taka możliwość, należy integrować dzieci niepełnosprawne z grupami rówieśniczymi, nauczanie indywidualne to ostateczność.
- Uczeń z problemami w kontaktach z rówieśnikami/niedostosowany społecznie – przyznając mu nauczanie indywidualne, można go jedynie skrzywdzić. Dzieci z tym problemem potrzebują socjoterapii, nie izolowania. Nie da się pomóc dziecku wyrobić prawidłowych zachowań społecznych bez stałego kontaktu z grupą rówieśniczą.
- Dziecko z depresją leczone farmakologicznie – spotkałam się z przyznaniem takiemu dziecku nauczania indywidualnego, podczas gdy jest to całkowicie zbędne, depresja leczona farmakologicznie pozwala na normalne funkcjonowanie w środowisku klasowym, natomiast izolacja może jedynie negatywnie wpłynąć na samopoczucie dziecka.
Cieszy mnie więc, że MEN wziął sprawę w swoje ręce i żywo zainteresował się tym aktualnym, a kontrowersyjnym zagadnieniem. Mam nadzieję, że nowe przepisy – te już powstałe, a także aktualnie przygotowywane rozporządzenie, dotyczące sposobu opiniowania i orzekania o nauczaniu indywidualnym – przyczynią się do bardziej świadomego i ostrożniejszego korzystania z tej formy, zarówno ze strony dyrektorów, nauczycieli, jak i rodziców oraz samych uczniów.
Zgadzam się z argumentami przedstawionymi w artykule. Sama miałam w swojej karierze przypadek, gdy uczeń z powodu swoich agresywnych zachowań został objęty nauczaniem indywidualnym. Potem trafił do mojej szkoły, do mojej klasy. Dwa lata ciężkiej pracy wszystkich nauczycieli, nie tylko mojej, pedagoga, psychologa szkolnego, włączenie do działania dzieci - kolegów z klasy przyniosło efekty. W tym przypadku, w tamtej szkole nauczanie indywidualne zastąpiło chęć starania się o dziecko, było metodą pozbycia się "problemu".
Bardzo ciekawy artykuł, dziękuję bardzo za niego. Chciałabym zapytać gdzie są takie szkoły i tacy nauczyciele jak Violinka. Ja niestety jako naiwna matka Aspergerowca dałam sobie wmówić przez szkołę, że nauczanie indywidualne jest idealnym rozwiązaniem, zwłaszcza że obiecywano mi że dziecko będzie normalnie uczęszczało do szkoły, a tylko 5godzin tygodniowo będzie miał indywidualnych. Miało to wyglądać tak, że idąc do szkoły pierwszą godzinę lekcyjną każdego dnia będzie miał indywidualną, a wszystkie pozostałe normalnie z klasą. Naiwna głupia matka uwierzyła. A dzisiaj dowiedziałam się, że moje dziecko ma do szkoły przychodzić tylko na uroczystości szkolne (w ramach integracji z klasą, bo na apelach pewnie będzie mógł z kolegami porozmawiać), a cała jego edukacja to 8godzin lekcyjnych prowadzonych w domu. Przy czym nie wszystkie lekcje będzie w domu miał, bo w-f wiadomo przecież że nie, zajęcia komputerowe też raczej nie, no chyba że na własnym sprzęcie. Nie wiem jeszcze czego ma nie mieć, ale pewnie wkrótce się dowiem. A problem w tym, że dziecko jest wyalienowane, ale raz na jakiś czas ma ataki szału i bywa wtedy agresywne. Szkoła stwierdziła że nawet dorośli nie mogą sobie z nim wtedy poradzić, a nadmienię tylko że dziecko ma lat 7. Dla kogo w takim razie jest to NI? Obawiam się że raczej nie dla mojego dziecka, muszę więc szybko się z tego wycofać :(
Carola - z ciężkim sercem czytamy Twoją relację. Smutno nam zawsze, kiedy okazuje się, że z powodu bezradności dorosłych gubi się dobro dziecka. Twój syn powinien uczyć się w szkole, przebywać z kolegami - w domu nie pozna zasad funkcjonowania wśród ludzi, a to przecież podstawowy problem, nad którym musi pracować. Izolowanie dziecka z ZA robi mu krzywdę. Czy jest w Twoim mieście szkoła z klasami integracyjnymi? To byłoby najlepsze rozwiązanie - w takiej klasie pracuje dodatkowo nauczyciel wspomagający. Może podczas kolejnej wizyty w poradni (bo napisałaś, że chcesz się wycofać z wniosku o NI) pójdźcie właśnie w kierunku klasy integracyjnej? Masz wsparcie w grupie innych rodziców z dziećmi z ZA? Warto popytać, jak sobie radzą ze szkołą. Polecamy Ci blog: http://kociswiatasd.blox.pl/html oraz fanpage Katji na Facebooku: https://web.facebook.com/KociSwiatASD/?fref=ts - tam na pewno znajdziesz mnóstwo inspiracji do pracy z synem oraz do jeszcze lepszego rozumienia jego potrzeb. Trzymamy kciuki za dobre rozwiązanie - może znajdziesz taką nauczycielkę jak Violinka?
Violinka w jakim mieście jest ta szkoła. Może w Kaliszu. Mam problem, ojciec dziecka, chce syna dać na indywidualne nauczanie, Szkoła chce mnie zmusić do tego. Dziecko ma problem z nawiązaniem kontaktu z innymi dziećmi. W klasie pracuje wolno. Pozdrawiam Anna
Witam, w porównaniu z Carola, mój problem może wydawać się śmieszny, ale zapewniam, że taki nie jest. Mój syn (12lat) ma problemy z nauką, od zawsze można powiedzieć, mianowicie od przedszkola. Najpierw można to było rozpoznać po mało twórczych pracach w przedszkolu, małą aktywnością podczas zajęć. Kiedy poszedł do szkoły praktycznie musiałam z Nim siedzieć ciągle "w lekcjach". Obecnie chodzi do szóstej klasy i oczywiście wiele się nie zmieniło, dalej wspólnie uczymy się , jednak jest jeden przedmiot, z którego niestety, nie potrafię Mu pomóc. To matematyka. Przede wszystkim też miałam z tym przedmiotem problemy i nigdy nie rozumiałam go za bardzo, ale mój syn jest chyba "mistrzem". Od czwartej klasy chodzi na korepetycje prywatnie, uczęszcza na dodatkowe zajęcia w szkole a mimo grozi Mu teraz ocena niedostateczna na półrocze. Nie wiem, nie mam pojęcia co mogę jeszcze zrobić oprócz tych korepetycji które Mu zapewniam, pomyślałam właśnie o nauczaniu indywidualnym, z tego jednego przedmiotu, bo szczerze mówiąc naprawdę nie wiem już co mam robić.Dodam tylko że Pani która uczy Go matematyki, powiedziała że jest wyłączony na lekcji, że nigdy nie zgłosił się, że czegoś nie rozumie, z kolei Pani do której chodzi na korepetycje mówi że bardzo ładnie pracuje. W czwartej i piątej klasie jakoś udało się uzyskać ocenę dopuszczającą, ale teraz już nie ma szans na poprawę bo ma same jedynki, co robić? Bardzo Proszę o jakąś wskazówkę
Ewelina - czy syn ma opinię poradni psychologiczno-pedagogicznej? Jeśli nie - to koniecznie się tam zgłoście. W takiej opinii są zalecenia do pracy dla nauczycieli. To ważna pomoc. Nauczania indywidualnego nie organizuje się z jednego przedmiotu, jest przeznaczone dla dzieci przewlekle chorych, które nie mogą chodzić do szkoły, więc Twój syn raczej się nie kwalifikuje. Ale o różnych możliwościach warto porozmawiać ze specjalistami z poradni. Rozumiemy, że w kontakcie indywidualnym z nauczycielem Twój syn pracuje lepiej - może porozmawiać z nauczycielką, żeby odpytywała go od czasu do czasu po lekcjach, bez obecności kolegów? No chyba że to nie problem kolegów, tylko akurat tej nauczycielki, w takim wypadku sprawa trudniejsza. Ma ktoś jakieś pomysły dla Eweliny? Piszcie.
Tak, oczywiście, Syn miał robioną opinię pod koniec czwartej klasy. Ma ogólne problemy z nauką w ogóle. Według opinii :Jego mocne strony to m.in. Gotowość do nawiązywania kontaktu zadaniowego, pogodne usposobienie, dobra pamięć mechaniczna, właściwie rozumienie prostych sytuacji społecznych.Cala reszta jest już mniej optymistyczna. Tak na pewno jest, że Syn lepiej pojmuje temat jeśli jest np. Sam z nauczycielem, jest wtedy bardziej skupiony no i cała uwaga nauczyciela jest poświęcona Jemu. Czyli np. Na korepetycjach dobrze pracuje, ale niestety nie odzwierciedla się to później na lekcji i jeśli dalej tak pójdzie to po prostu zostanie drugi raz w tej samej klasie, a nie jestem przekonana czy to jest dobre rozwiązanie.
Ewelina - po mocnych stronach widać, że jest na czym pracować. To dobra podstawa. Wydaje się, że pozostawienie na drugi rok w tej samej klasie raczej niczego nie zmieni. Zajęcia korekcujno-kompensacyjne w szkole? Dodatkowe spotkania z nauczycielką matematyki w ramach konsultacji? Indywidualne podejście podczas lekcji to powinna być norma. Ktoś ma jakieś pomysły jeszcze?
Zapytam w szkole o te zajęcia korekcyjno kompensacyjne, mam nadzieję, że to coś pomoże, dziękuję bardzo za podpowiedzi.
Bardzo ciekawa strona ,dziś szukam opinij i właściwie ratunku.Jestem mamą 11-letniego aspergerowca z którym kłopoty są oczywiście w szkole.Na co dzień jest spokojnym chłopcem,uczy się na 4-kach więc ogólnie problemu nie ma.Ale jednak jest ,jak to dzieci z ZA na wszystkie zmiany ,problemy z wykonaniem zadań ,jeśli czegoś zapomniał reaguje gniewem,płaczem i agresją.W klasie ma nauczyciela wspomagającego,ale to nic nie zmienia.Ma oczywiście zaświadczenie o potrzebie kształcenia specjalnego,chodzimy na TUS ,zaraz zaczynamy trening zastępowania agresji .Problem w tym że szkoła naciska na nauczanie indywidualne (częściowe na plastyce ,w-f-ie technice ,muzyce,religij byłby z klasą),moim zdaniem,a jeśli chodzi o syna przeczucie nigdy mnie nie myliło ,to będzie izolacja od klasy.Szkoła tłumaczy że wykorzysta lepiej swój potencjał i skupi się na lekcji ale mi nie zależy na lepszych wynikach w nauce ,bo z nią nie mamy dużych trudności.Ale nie będzie spędzał tyle czasu z klasą,niby nie ma presji od innych rodziców a temat jest drążony .Ja na pierwszej rozmowie się nie zgodziłam ,a teraz w następny piątek mam następną dyskusje.Sama nie wiem co robić, wasz artykuł tylko potwierdził moje przekonanie.Syn na lekcji indywidualnej zostanie tylko z nauczycielem ale nikt nie wie kto go będzie uczył ,czy ci sami czy inni nauczyciele,jak będzie wyglądał jego plan dnia (teraz ma zawsze na 8-mą)i nie będzie nauczyciela wspomagającego z którym już się dobrze poznali.Mam wrażenie że większa ilość nauczycieli nie wie jak do tego podejść i jego zachowanie "sam na sam"tego nie zmieni.Na początku września był przykry incydent z rzucaniem krzesłem,jakoś to przetrwaliśmy tłumacząc że stwarza zagrożenie dla innych dzieci,w tym tygodniu na angielskim zawiesił się na kartkówce choć prawie wszystko zrobił dobrze na którymś przykładzie się zawiesił i zamazał cały test ,wcześniej na polskim wykonał żel pracę domową i pani kazała poprawić w domu -powyrywał kartki w zeszycie.Wiem że jego zachowanie jest rozpraszające dla klasy i sama już nie wiem jak mu pomóc ,jeśli ktoś ma jakąś radę dajcie znać.Może ktoś ma podobny problem
Monkac - z Twojej relacji wynika, że zrobiliście (Ty jako matka, poradnia i szkoła) wszystko, co służy interesowi i dobru dziecka. Widać też, że dziecku służy sytuacja, jaka jest, skoro nie ma większych problemów z nauką. Problem leży po stronie nauczycieli, którzy woleliby, aby Twojego syna nie było na lekcjach (takie zachowania, jak opisałaś, zdarzają się wszystkim dzieciom, nie tylko z ZA czy ADHD). Prawdopodobnie czują się niekompetentni, aby radzić sobie z Twoim synem, boją się nieznanego. Najlepszym wyjściem byłoby przeprowadzenie szkoleń rady pedagogicznej, na których specjalista, na przykład z poradni psychologiczno-pedagogicznej, przybliżyłby objawy ZA i sposoby postępowania w trudnych sytuacjach. To oczywiście nie jest w Twojej gestii - to taka ogólna uwaga. Może warto umówić się z wychowawcą na jakieś cykliczne spotkania, na których porozmawialibyście o dziecku, wymienili się spostrzeżeniami, doświadczeniami i sposobami postępowania. Żeby wychowawca lepiej poznał Twojego syna i jego potrzeby oraz przekazywał Wasze ustalenia innym nauczycielom. Z tego, co piszesz, nie wynika, aby nauczanie indywidualne miało w czymś pomóc Twojemu synowi. Zapraszamy innych czytelników do dyskusji i dzielenia się doświadczeniami.
Bardzo dziękuje za odpis i cenne rady ,których nigdy mało.Ja oczywiście też zachęcam do wymieniania się problemami i może przykładami jak to jest w państwa szkołach
Witam jestem mamą 11 -latki ,która poszła do klasy z samymi 7 -latkami jest to klasa eksperymentalna z rozszerzoną wiedza . W tej klasie ok 75% dzieci to sami wzorowi uczniowie ,moje dziecko ma problemy z nauką i jest wyśmiewane przez tych uczniów .Dyrektor twierdzi ,że powinnam przepisać dziecko do innej szkoły lub klasy,ale co zrobić jeśli ma ona tam swoje koleżanki.Boi się również tego czy ją zaakceptują gdzie indziej ponieważ , ta klasa doprowadziła do tego ,że nowy uczeń wytrzymał rok w niej.
Witam czytając artykuł pobralam dużo dystansu do naszego systemu nauczania. Jestem mama 7 -mio letniego chłopca i mam problem ze szkołą gdzie czuję duży nacisk na załatwienie synowi papierów ze ma ADHD z Aspergerem i zaburzeniami integracji sensorycznej poniewaz są skargi na mojego syna ze ciągle placze bo czegoś nie mógł dokończyć lub ze czegoś nie zabrał z domu itp. Poinformowano mnie ze jeśli tego nie zrobię to oni jako instytucja muszą gdzieś to zgłosić ( do MOPSU) bo wtedy mi tak jakby nie zależało na dobrze dziecka. U nas w szkole są klasy integracyjne i nauczyciel wspomagający ale jeden na całą szkołę. A zapewnia ja mnie ze jeśli zalatwie papiery od psychiatry dziecięcego to będzie siedział na każdej lekcji z nim wlasnie nauczyciel wspomagajacy a puki co zasugerowano zebym siedziala z synem na lekcjach. Wiem że w tej klasie z synem jest już takie dziecko z papierami i do tej pory nic się nie zmieniło siedzi samo w ławce a nauczyciel przecież powinien być? Zawsze interesowałem się psychologia i pedagogika mialam iść na studia niestety wyszło inaczej ale teraz coraz bardziej zastanawiam się nad powrotem do tego toru bo kończąc te studia mogę zostać nauczycielem wspomagającym lub wychowawca dzieci z takimi problemami i pokazać ze bycie nauczycielem takich dzieci też może cieszyć i nie jest wcale klopotem.
Zawiedziona Mama - jak smutno czytać takie refleksje. Z większości komentarzy pod tekstem wynika, że szkoły (dyrektorzy) nie znają lub świadomie nie przestrzegają rozporządzeń. Dzieciom ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi należą się określone przepisami zajęcia dodatkowe, nauczyciel wspomagający itp. - w zależności od zaleceń. I trzeba się tego domagać. W Pani sytuacji najrozsądniejszym wyjściem będzie zwrócenie się do poradni psychologiczno-pedagogicznej, w której specjaliści pokierują dalszym postępowaniem, sporządzą opinię lub orzeczenie - i kiedy będzie już Pani miała "na papierze", jakiej pomocy wymaga Pani syn, trzeba walczyć o to, aby ją otrzymał. Studia - zawsze się przydadzą, proszę nie rezygnować! :)
też tu szukam pomocy..dziś w technikum, moja córka ma 17 lat usłyszałam ,że nauczyciele boja się prowadzić lekcje, w których uczestniczy moja córka -cierpi na omdlenia wazowagalne i wazodepresyjne -zaproponowano mi indywidualne nauczanie, przymusowa wizytę w medycynie pracy ,z której wcześniej córka dostała zgodę albo zmianę szkoły.Gdy pojechałam do innego liceum dowiedziałam się,że pani DYREKTOR zdążyła już zadzwonić tam bez mojej zgody i próbowała ją tam przenieść ,jednak bez orzeczenia o niepełnosprawności jest to niemożliwe...córka już i tak zrezygnowała z nauki w klasie, o której marzyła, a teraz próbuje się ją wykluczyć ze społeczności .Czy muszę się na to godzić ? Proszę o info co mogę zrobić.
Janka - trudno nam zrozumieć istotę problemu. Z Twojej relacji wynika, że nauczyciele czują się niekompetentni, żeby udzielić pomocy Twojej córce, kiedy zdarzy jej się omdlenie. Jest to zupełnie zrozumiałe, jeśli nigdy nie spotkali się z takim schorzeniem. Ale w czym może pomóc przeniesienie do innej szkoły? Czy to znaczy, że nauczyciele w innej szkole sobie poradzą? Że inna szkoła zapewni lepszą opiekę? Jeśli nauczyciele się boją, to wystarczy zebrać wszystkich uczących Twoją córkę, zaprosić lekarza i przeprowadzić krótkie szkolenie z udzielania pierwszej pomocy, rozpoznawania objawów zapowiadających omdlenie, unikania sytuacji, w których może dojść do omdlenia itp. Córka powiedziałaby, czego jej trzeba w razie omdlenia. I sprawa załatwiona! Jeśli natomiast omdlenia są tak częste, że uniemożliwiają córce swobodne uczestnictwo w lekcjach (na przykład dochodzi do nich bardzo często i potem pozostaje kilka dni w domu), to nauczanie indywidualne może nie byłoby takim złym rozwiązaniem. Jest już dorosłą dziewczyną, kontakty z rówieśnikami już nawiązała i ma na pewno stałą grupę przyjaciół, z którymi i tak się spotyka poza szkołą. A ten tryb nauczania w jej przypadku wyglądałby jak korepetycje, miałby również swoje zalety. Chociaż w przypadku technikum - jeśli uczy się jakiegoś specyficznego zawodu i udział w warsztatach jest niezbędny - może to być jednak niemożliwe. Najważniejsze - do niczego szkoła nie może rodziców zmusić. Na wszelkie badania, konsultacje itp. rodzice idą z dzieckiem z własnej woli. Szkoła może jedynie zasugerować, co mogłoby pomóc nauczycielom w zrozumieniu dziecka i w dostosowaniu metod pracy do jego specjalnych potrzeb. Czasem opinia z poradni psychologiczno-pedagogicznej, opinia lekarza itp. może bardzo pomóc, bo zawiera zalecenia do pracy z uczniem. Natomiast opisane przez Ciebie stawianie ultimatum przez szkołę wydaje się wielce niezręczne. A już przenoszenie ucznia do innej szkoły bez jego i rodziców wiedzy - kuriozalne. Dlaczego szkoła i rodzice nie stoją razem po stronie dziecka? Przecież wszystko można omówić, dogadać się... Eh... Zapraszamy do dyskusji innych nauczycieli - może znajdzie się jakaś dobra rada i wyjście, które pozwoli dziewczynie skończyć spokojnie szkołę.
Dzień dobry, mój 16 letni syn ma zdiagnozowaną fobię szkolną, chodzimy na terapię, do psychiatry oraz stosujemy leczenie farmakologiczne. Syn ma tak silny uraz do szkoły, że od kilku miesięcy opuszcza większość dni szkolnych. Zostaje wtedy w domu, uczy się i robi próbne testy gimnazjalne. Codziennie rozmawiamy, motywuję go do pójścia do szkoły, on codziennie rano wstaje i naprawdę rzadko udaje mu się zmusić do pójścia. I terapeuta i psychiatra sugerują nauczanie indywidualne. Zastanawiam się nad tym rozwiązaniem bo wydaje mi się, że to jedyne rozwiązanie problemu. Syn kończy gimnazjum w tym roku i chciałby iść do dobrego liceum a boję się, że straci na to szansę jeśli nadal będzie opuszczał szkołę. Nie jestem w stanie mu pomóc a widzę, że on bardzo chce, żeby wszystko wróciło do normy. Myślicie, że jest sens starać się o nauczanie indywidualne kilka miesięcy przed końcem roku?
Pani Agnieszko - moim zdaniem nauczanie indywidualne do końca gimnazjum to dobry pomysł, skoro Pani syn jest pod opieką lekarza i terapeuty. Umożliwi mu to ukończenie szkoły, wzmocnienie się psychiczne podczas terapii oraz przygotowanie do liceum. Nie jestem zwolenniczką nauczania indywidualnego, ale w tym przypadku poddałabym się sugestii specjalistów.
Pani Martyno, dziękuję.
Witam, ja mam problem z 17-letnia córka. Ma depresje i fobie społeczna, jest pod opieką psychiatry. Chce zmienić szkołę, bo nie radzi sobie z matematyki, ale na korepetycjach umie. Myśleliśmy o NI, ale po przeczytaniu artykułu sama nie wiem czy to jest dobry pomysł. Może zmiana profilu?
tesa - Twoja córka to już dorosła osoba, możecie wspólnie się zastanowić, co będzie dla niej lepsze. Czy ona chce chodzić na zajęcia do szkoły, mimo trudności, czy może woli uczyć się w domu. W jej przypadku nauczanie indywidualne to jak korepetycje. Artykuł zwraca uwagę na zjawisko "pozbywania się" dzieci z młodszych klas, które sprawiają trudności, które wymagają od szkoły wdrożenia specjalnych procedur, a od nauczycieli nieszablonowego podejścia. Twojej córce też potrzebne specjalne podejście i indywidualne traktowanie, jednak na zupełnie innym poziomie, niż ma to miejsce w klasach najmłodszych. Trzeba rozważyć, czy dla jej dobra lepiej to zorganizować w szkole, czy w domu. Konieczne są odwiedziny w poradni psychologiczno-pedagogicznej, gdzie specjaliści udzielą fachowej porady i - jeśli tak zdecydujecie - wystawią odpowiednie dokumenty do nauczania indywidualnego. Czy przy fobii społecznej zmiana szkoły to dobry pomysł - tu trzeba spytać lekarza. Na rozum - nowi ludzie i nowe relacje mogą pogorszyć sprawę, ale intuicja córki też się liczy. Rozmawiajcie, pytajcie lekarza, psychologów z poradni - a my trzymamy kciuki, żeby córka spokojnie skończyła szkołę.
Witam krótko opiszę swoją sytuację syn 17 lat ZA uczeń technikum, zawsze byłam przeciwna lekcjom indywidualnym choć w gimnazjum przeżył wiele przykrości ze strony rówieśników wyśmiewanie, poniżanie. Obecnie od jakiegoś czasu ma lęki związane ze szkołą mimo leków i terapii z psychologiem nie był w stanie dłużej chodzić do szkoły, ma orzeczone lekcje indywidualne, tylko dowiedziałam się że nie będzie miał już lekcji rewalidacyjnych które dla niego były bardzo pomocne Czy dziecku które potrzebuje jak najwięcej kontaktu z ludźmi a ze względu na stan zdrowia musi mieć lekcje indywidualne można jeszcze odebrać te 2 godziny umożliwiające socjoterapię . Nie dość, że nie będzie miał już takiego kontaktu z rówieśnikami (tyle co na korytarzu w szkole) to jeszcze zabierze się godziny rewalidacyjne? proszę o poradę co mam robić czy mogę jakoś wywalczyć by nie zabrano synowi tej formy pomocy
Witam, jestem mamą 11 chłopca, ucznia 5 klasy. Od roku syn ma NI - w poradni stwierdzono zaburzenia zachowania. Nauczyciele, psycholog szkolny zgłaszają agresywne zachowania w stosunku do kolegów i koleżanek z klasy. Syn uderza dzieci w twarz. Takie zachowania zdarzają się raz- 2 razy w ciągu semestru. Wszędzie poza szkolą, na obozach harcerskich i innych wyjazdach nikt nie zgłasza żadnych uwag. Wręcz przeciwnie. Tylko w szkole dochodzi do takich incydentów. Wydaje się, z moich obserwacji, że jest to zawsze reakcja na jakaś "niesprawiedliwość", która,w mienianiu mojego syna , go dotyka w szkole. Z opisów psychologa szkolnego dostaje wówczas ataków szału, krzyczy biega po klasie, i czasami uderza innych. Rodzice, w tym ja, się niepokoją. Po ostatnim spotkaniu z dyrektorem dostałam sugestię aby do czasu postawienia diagnozy przez psychiatrę max. osunąć dziecko od spotkań z współuczniami i włączyć potem leki. Czy NI nie dało rady...może nie o to chodziło. Syn uczy się bardzo dobrze. Czy to możliwe aby dziecko aż tak się zmieniało w szkole, w oprawcę i sprawiał wrażenia, ze ma problemy psychiczne. Czy można w wieku 11 lat w 1 miejscu robić i zachowywać się ta diametralnie rożnie, a na każdym innym polu być w porządku. Czy to coś w atmosferze szkolnej? Czy zmienić szkolę?
Majka - nauczanie indywidualne i zajęcia rewalidacyjne nie powinny się wykluczać. Tu jest treść aktualnie obowiązującego rozporządzenia: http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU20140001157 a tutaj bardziej przystępne omówienie: https://www.portaloswiatowy.pl/top-tematy/organizacja-indywidualnego-nauczania-krok-po-kroku-13416.html Wygląda na to, że nie musisz walczyć, a raczej zgłosić się z pytaniem, KIEDY syn ma na te zajęcia przychodzić. Gdyby dyrektor nie chciał zorganizować takich zajęć dla Twojego syna, poproś o uzasadnienie na piśmie i powołanie się na przepisy. Możliwe, że są powody, dla których dyrektor nie musi lub nie może zrealizować rozporządzenia - na pewno się wytłumaczy. Powodzenia!
olko - przypadek Twojego syna wygląda jak klasyczne pozbycie się problemu. Chyba że psycholog szkolny wie o czymś, czego nie umiał Ci jasno przekazać. Dla sprawdzenia (zawsze lepiej sprawdzić) możecie zgłosić się na badanie do innego psychologa czy nawet do lekarza psychiatry. Życzymy, aby wykluczyli jakiekolwiek problemy medyczne. Zmiana szkoły często pomaga - warto się rozejrzeć, porozmawiać z dyrektorami, znajomymi nauczycielami. A tak swoją drogą - jaki lekarz wystawił zaświadczenie lekarskie, które posłużyło poradni do wystawienia orzeczenia o potrzebie nauczania indywidualnego? Bo z przepisów wynika, że "poradnia wydaje taki dokument na podstawie zaświadczenia lekarskiego".
Witam ( OLko cd.). Przed wystawieniem opinii z poradni byliśmy u neurologa - wszytko OK, i psychiatry - który powiedział, że ewentualnie na moją prośbę, skoro szkoła nie widzi innego rozwiązania, może napisać, że zaburzenia zachowania i że rozważyć można nauczanie indywidualne. Cóż - w przyszłym tygodniu idziemy do nowej szkoły poleconej przez zaufaną i kompetentną osobę i zobaczymy czy się uda zmienić szkołę tak w tracie roku. Pozdrawiam.
Moje dziecko w 1 klasie mimo 7 lat jest niedojrzałe do obowiązku szkolnego, także emocjonalnie. Chodzi do psychologa i logopedy w poradnii, ale to prawie nie daje efektu. W szkole nie pracuje na lekcjach, sprawia nieziemskie problemy, np. zjada papierowe ręczniki, gryzie kredki, smaruje kredkami ławkę (także już nawet po CIFie nie schodzi), buzię (i nie chce umyć), kładzie sie na dywanie, pod ławką, zjadała klej i wysmarowała nim cała ławkę (bo myślała, że dzięki temu wróci do przedszkola), w zeszycie jak juz cos napisze, to jak w brudnopisie. Cała robotę ze szkoły ( a pani jest ambitna, w 1 dzień w 3 ćwiczeniówkach łacznie nawet jest dziennie 8 stron A 4!) przynosi do domu! Ja pracuję popołudniami, więc przysiąśc do niej moge na wieczór, tylko że nic w domu sie samo nie zrobi (Kuchnia itp)...Jej nie można zaufać, bo obiecuje że popisze, przeprasza, i tak cały czas się szarpiemy, szczególnie ja. Szlag mnie trafia kilka razy dziennie, jak do obrzydzenia muszę jej powtarzać słowo "PISZ!". Córka czyta na razie trochę lepiej, ale to nadal kropla w morzu w porównaniu z czytankami z Elementarza i ćwiczeniówki. Ma powtarzać 1 klasę, na co się już z mężem nastawiliśmy, ale za to teściowa wywiera presję, że ma iść do 2 klasy :( jestem już strzępkiem nerwów. Zastanawiam się nad preparatem Eye Q, bo na terapię biofeedback czeka sie w poradni 1,5 roku, a na wizytę u psychiatry dziecięcej kilka miesięcy (córka ma termin na koniec maja). Miała w lutym prywatnie badanie EEG głowy i wyszło, że ma fotowrażliwość i fale wysokie charakterystyczne dla 6 roku życia. Tylko, zer u niej w klasie jest pare dzieci 6-letnich, które po prostu PRACUJĄ na lekcjach. Nie wiem już, co robić, zastanawiam sie nad tym nauczaniem indywidualnym, gdyby miała przejść do 2 klasy (takie rozwiązanie proponowała wychowawczyni jeszcze w październiku lub listopadzie i mówiła, że w tym celu trzeba u psychiatry dziecięcej załatwić takie orzeczenie o potrzebie NI, nawet na wizycie prywatnej). Ma powtarzać 1 klasę, co zresztą proponuje i wychowawczyni i psycholog z poradni (a chodzi do psychologa i logopedy, lecz zdaniem wychowawczyni to nie daje żadnego efektu), a tymczasem teściowa wywiera na mnie straszną presję, żeby zrobić wszystko, żeby poszła do 2 klasy, żeby...nie musiala od nowa pisac szlaczków....Osiwieję chyba szybciej, niż pewna sułtanka z serialu "Wspaniałe stulecie".....:(
Eliczek - problemy opisane przez Ciebie są poważne i wierzymy, że sytuacja jest trudna dla całej rodziny, jednak nie możemy się powstrzymać od skomentowania sympatycznego wrażenia, jakie wywarł na nas Twój opis - widać dużą dozę humoru i spory potencjał literacki. Może zacznij prowadzić bloga? "Perypetie pewnej matki, której córka wolała dobrą zabawę od nudnej szkoły". Od razu polubiliśmy Twoją córkę, jawi nam się jako bohaterka powieści w stylu skandynawskim (o urwisach typu Pippi Langstrumpf czy Emila). A poważnie - córka jest pod dobrą opieką, więcej specjalistów i ćwiczeń pewnie by ją zmęczyło. Dobre odżywianie czy suplementy na pewno nie zaszkodzą (Eye Q to kwasy omega 6). Nauczanie indywidualne to chyba nie jest najlepszy pomysł. Lepszym jest powtarzanie klasy 1. A szlaczki to genialne ćwiczenie motoryki małej - oprócz przygotowania do pisania świetnie trenuje mózg, więc teściowa niech się nie martwi. Większym zmartwieniem powinien być brak czasu po szkole na swobodną zabawę. Dziecko nie może cały dzień pisać i czytać! Kiedy biega po podwórku? Kiedy się nudzi? To jest naprawdę bardzo ważne! Widać, że jest kreatywną dziewczynką i ma dużo energii. Usadzenie jej na kilka godzin w szkole to już tortura, w domu nie powinna siedzieć, ale skakać, leżeć itp. Może pani w szkole przejmuje się, że jeśli dzieci nie wypełnią wszystkich stron w ćwiczeniach, to rodzice będą mieć pretensje? Bo skoro kupili ćwiczenia, to nie wypada zostawiać białych stron? Proszę poprosić o zindywidualizowanie metod i wymagań do potrzeb córki - niech mniej pisze w ćwiczeniach. To naprawdę nie zrobi jej krzywdy.
Mam problem z 14 letnią córką. W tym roku poszła do I klasy gimnazjum, zmieniła środowisko, trafiła do klasy gdzie jest jedyną nową osobą, reszta klasy zna się od podstawówki. Zmiana szkoły wynikała z faktu, ze córka jest przewlekle chora na cukrzycę typu I, i w poprzedniej klasie ciągle była atakowana przez uczniów którzy zarzucali jej że ,,steruje'' poziomami cukru dla własnych celów ( by uniknąć np pytania) W podstawówce córka bardzo dobrze się uczyła mimo choroby ale źle się czuła atakowana przez kolegów z uwagi na chorobę. Do gimnazjum poszła więc, już z mojego wyboru z innymi dziećmi. I jak się okazało to był błąd, klasa jej nie zaakceptowała, nie dokuczają jej ale nie dają też szansy się zintegrować, czuje się tam odrzucona i przede wszystkim bardzo samotna. Problem pojawił się też w związku z chorobą, chcąc uniknąć sytuacji jakie miały miejsce w podstawówce, z zarzutami o wykorzystywanie choroby, nie zgłasza nauczycielom faktu, że jest problem z cukrem ( za niski lub za wysoki) boi sie stygmatyzacji chorobą. Pisze sprawdziany lub odpowiada mając poziomy cukru, które uniemożliwiają jej mówienie i myślenie. Oczywiście odbija się to na jej ocenach. Mówi że woli mieć ,,pały'' niż powiedzieć, że jest zły cukier. Wychowawczyni zasugerowała, indywidualne nauczanie. Niby wszystko, ok, bo jest przewlekle chora i są ku temu przesłanki. Ale ja boję się, że to tylko pogłębi jej problemy, odizoluje ją od klasy i utwierdzi w przekonaniu, że cukrzyca niszczy jej życie. Czuję podskórnie, że to nauczanie indywidualne tylko pogorszy sprawę :( proszę o jakieś wskazówki.
aga1 - o odpowiedź poprosiliśmy jedną z naszych ekspertek: "Szanowna Pani, w sytuacji Pani córki rzeczywiście istnieją przesłanki, żeby zdecydować się na nauczanie indywidualne, ALE... ale jest tutaj bardzo znaczące. Córka jest w wieku, w którym akceptacja ze strony rówieśników jest szczególnie ważna. Sama jej postawa „woli mieć pały, niż powiedzieć, że ma zły cukier” pokazuje hierarchię priorytetów. Zadaniem pedagogów (wychowawca klasy, pedagog, dyrekcja) jest zapewnienie każdemu uczniowi wsparcia i możliwości funkcjonowania w społeczności szkolnej. Powołując się na wpis ze strony Ministerstwa Edukacji Narodowej z dnia 26 kwietnia 2017 roku „Jeśli stan zdrowia dziecka mu na to pozwala, powinien on uczyć się ze swoimi rówieśnikami. Nauczyciel powinien dostosować metody pracy z uczniem do jego indywidualnych potrzeb, zaś szkoła zapewnić kompleksowe wsparcie”. Głęboko wierzę w mądrość nauczycieli, którzy będą w stanie tak poprowadzić Pani córkę, aby mogła uczęszczać na zajęcia z klasą, jednocześnie nie otrzymywać złych ocen, które są wynikiem jej choroby. Indywidualne podejście jest tutaj kluczowe – do zrobienia, wystarczą dobre chęci. Zachęcam Panią do porozmawiania z nauczycielami – w większym gronie, tak by wspólnie wypracować najlepsze rozwiązanie. Warto, aby wychowawca przeprowadził na godzinie wychowawczej lekcję uświadamiającą, czym jest cukrzyca, jak wspierać osoby na nią chorujące. Dzieciaki również potrzebują takiej informacji, pomoże im to zrozumieć być może często niejasne zachowania. Z pozdrowieniami Aleksandra Złota"
Krótko i na temat moja córka chodzi do przedszkola z chłopcem opóźnionym w rozwoju i to naprawdę ma on 9 lat i sprawia w grupie bardzo dużo kłopotów rozwala każde zajęcia swoim zachowaniem bije dzieci nauczycieli wyzywa szarpie i teraz ma iść do pierwszej klasy ( z podziałem na dwie pierwsze)ale najlepsze jest to że jego matka chyba wogole nie widzi problemu moje pytanie co my jako rodzice reszty dzieci możemy w takiej sytuacji zrobić. Szczerze współczuję tej mamie ale nie wyobrażam sobie że ten chłopiec na zajęciach już w szkole pozwoli na pracę i normalna naukę reszcie grupy. Ale najlepsze jest to że on nie jest w grupie mojej córki są jednak mamusie które z tej drugiej grupy chcą go wypchnąć do grupy mojej córki ci robić???
Dzień dobry! Moja córka ma prawie 17 lat. Do I półrocza gimnazjum była wzorową uczennicą. Od trzech lat są problemy z chodzeniem do szkoły. Powtarzała 2 klasę gimnazjum z powodu niesklasyfikowania. Z powodu nierealizowania obowiązku szkolnego trafiła na 4 miesiące do młodzieżowego ośrodka wychowawczego. Nikt nie umie mi pomóc. Z nauką nie ma żadnych problemów. Jeśli córka już jest w szkole to otrzymuje dobre oceny. W tym roku szkolnym znów nie miała wymaganej ponad 50% obecności. Na egzaminy gimnazjalne się zgłosiła. Zdała z poszczególnych przedmiotów od 89% do 100 %. Będzie zdawać egzaminy klasyfikacyjne. Na żadną terapię chodzić nie chce. Po kilku spotkaniach rezygnuje. Pod naciskiem szkoły lub kuratora ponownie zaczyna terapię i znów rezygnuje. Teraz ponownie sąd wydał postanowienie o umieszczeniu w mow. Złożyłam zażalenie. Czy w wypadku mojej córki indywidualne nauczanie byłoby dobrym rozwiązaniem? Nie wiem jak jej pomóc. Zdolna, nie mająca żadnych kłopotów z nauką i tylko ten problem z chodzeniem do szkoły.
Odnoszę się do pytania Doroty. Ten chłopiec powinien dostać nauczyciela wspomagającego, który na lekcji byłby przy nim (siedzi z uczniem w jednej ławce) i pomaga w wykonywaniu poleceń nauczyciela, który prowadzi lekcję. Wtedy wszyscy uczniowie otrzymają wystarczającą uwagę nauczyciela. Jako rodzice możecie wspomnieć o tym i zapytać, czy tak właśnie dyrekcja planuje.
Wszystko rozumiem.Mam synka 9 letniego uczy sie w 3 klasie podstawowej.2 lata w zerowce ,2 lata w 1 klasie od 5 lat pod opieka poradni psychologiczno-pedagogicznej.Stwierdzone ADHD oraz szerokie zaburzenia koncentracji i pamieci .Uczy sie 3 lata w klasie integracyjnej .Zawsze jest na zajeciach pani wspierajaca ale stwierdzila ze synek nie ma orzeczenia o uposledzeniu wiec nie ma obowiazku mu pomagac.Syn nie pisze nie czyta stwarza problemy na lekcjach.Wszystko go dekoncentruje.Niestety nie mam watunkow aby lekcje indywidualne odbywaly sie w domu.Wywalczylam je bo wiem ze syn w kontakcie 1 na 1 potrafi sie lepiej skupic i skoncentrowac na poleceniach.Teraz wyszlam na mame ktora wykorzystala NI a tak naprawde bez podstaw.Nie wiem co robic .Szkoda mi synka bo jest inteligentny swietnie sobie w zyciu radzi ale nauka...masakra.
Bardzo proszę o pomoc. Jestem opiekunem prawnym dla mojego wnuka od 6,5 roku. Corka nie zyje. Dziecko jest niepełnosprawne. Ma głębokie niedowidzenie, ADHD, zachowania opozycyjno-buntownicze i Zespół Aspergera. Odkąd chodzi do szkoły (szkoła dla dzieci słabowidzacych) zaczęły się problemy. W domu i na zajęciach dodatkowych nie ma z dzieckiem problemów. Jestem systematycznie zmuszana do nauczania indywidualnego dla dziecka. Gdy dziecko uczyło sie w klasie szkola wzywala pogotowie, zawiadamiala sad rodzinny. Wnuk w szkole przeklina w sytuacjach dla niego stresujacych( nie robi tego w domu). Szkola ostatnio znowu powiadomila Sad rodzinny ze sobie z nim nie radza. Dziecko nie jest agresywne, jest w szkole alienowane. Czuje sie zastraszona. Ze swojej strony robię wszystko.Dziecko jest systematycznie pod opieka lekarzy. Przez 3 lata chodzilam z nim na terapię indywidualną. Od 1,5 roku chodzi na TUS. Co mogę jeszcze zrobić i jak postępować ze szkołą?
Witam. Też jestem rodzicem dziecka z problemami szkolnym. Przez 5 lat próbowałam wszystkiego, ale było coraz trudniej. Córka nie mogła odnieść się w szkole. Myślałam o NI, ale w końcu postanowiliśmy po prostu spróbować w "nowym miejscu". I to był strzał w 10! Nowa szkoła, nowe koleżanki i nauczyciele. Zaczyna od początku i jest bardzo dobrze. Może warto czasem zaryzykować, zamiast tkwić w martwym punkcie? Nam się udało. Trzymam kciuki za Wasze dzieciaki!
Z wielkim smutkiem czytamy kolejne relacje, przykłady na to, jak szkoła, system czy nauczyciele (w każdym przypadku pewnie wszystkiego po trochu) nie radzą sobie z tym, że każdy człowiek jest inny. Już dawno temu zapisano w rozporządzeniach, że należy indywidualizować pracę, czyli dostosowywać wymagania, metody itp. do potrzeb ucznia. Nadal jednak oczekuje się, że każdy młody człowiek będzie zachowywał się tak samo oraz wszyscy w tym samym tempie posiądą wymagane dla wieku umiejętności. Oczywiście są szkoły, w których nauczyciele działają dla dobra ucznia, dokonując ekwilibrystycznych wyczynów w pogodzeniu przepisów, warunków, wiedzy uzupełnianej na opłacanych z własnych pieniędzy studiów i kursów oraz podszeptów serca. Tam, gdzie szanuje się człowieka, zawsze znajdą się sposoby porozumienia. Cieszy bardzo wiadomość od Alice - czasem taka radykalna decyzja okazuje się najlepszym rozwiązaniem. Oby wszystkim udało się znaleźć dobre rozwiązanie, oby dzieci znalazły swoje miejsce, w którym będą się czuły bezpiecznie. Nasz komentarz może nazbyt emocjonalny, ale ogrom problemu czasem przytłacza. Z wieloma komentującymi osobami kontaktujemy się indywidualnie, starając się choćby w minimalnym stopniu podpowiedzieć możliwości działania oraz wspomóc dobrym słowem. Niewiele więcej możemy zrobić.
Witam. Mam 17 lat i odkąd tylko poszłam do szkoły, zauważano u mnie trudności w nauce matematyki. Chodziłam przez dziesięć lat do szkoły, która łączyła gimnazjum z podstawówką. Od zerówki do chyba klasy drugiej nie myślałam, że jakoś specjalnie odstaje od reszty na poziomie nauki. Zawsze radziłam sobie przeciętnie lub ponad przeciętnie. Dopiero nauczycielka w podstawówce dała mi to do myślenia. Nie umiałam tabliczki mnożenia. I tyle. Twierdziła, że już wszyscy powinniśmy umieć ją na pamięć, i rzeczywiście tak było. Z wyjątkiem mnie. Liczenie przez 6, 7, 8 od najmłodszych lat sprawia mi trudności. Resztę udawało mi się zawsze szybko policzyć albo korzystać z liczenia na palcach. Pani krzyczała na mnie, że się nie uczę, że mam chodzić na zajęcia wyrównawcze, (porównała mnie do osób, które były totalnymi nieukami, i nic nie umiały, i kazała mi tam uczęszczać) kazała mi się uczyć, bo będzie mnie odpytywać na lekcji na środku sali, a dzieci się śmiały. Uczyłam się naprawdę bardzo dużo w domu, i pamiętam jak nierwaz płakałam przez to, bo wiedziałam, jak będzie na lekcji. Stałam na środku, i nawet jeśli umiałam wszystko na pamięć, nic nie pamiętałam (nie wiem, czy pod wpływem stresu, czy stwierdzonej w późniejszych latach dyskalkulii, ale teraz też tak mam) i zawsze zrobiłam jakiś błąd. Pani odpytywała mnie wyrywkowo, a dzieci się śmiały. W 4 klasie horror chwilowo się zakończył, bo dostaliśmy nowych nauczycieli. Nawet sobie tam radziłam, oraz polubiłam tę lekcję na nowo. Niestety, w 5 klasie pani ta odeszła na dwa lata, i dostaliśmy znowu inną. Moje problemy znowu się nasiliły. I zaczęło się zdawanie na "dwa". Jestem bardzo wrażliwą osobą, a nie miałam ciekawie w gimnazjum. Źli znajomi i nauczyciele. Teraz widzę, jakim błędem była ta szkoła. Nikt nawet nie zasugerował, że mogę mieć specyficzne trudności w uczeniu się. Za to nauczyciel w gimnazjum stwierdził, że jestem tępa i jestem nieukiem. Uwziął się na mnie, krzyczał tak głośno, jak na nikogo. Groził mi, że mnie nie przepuści, mimo że bardzo się starałam i miałam średnią ponad dwa. A osoby, które miały jedynki, nie uczyły się, i jeszcze z nim dyskutowały i obrażały na lekcji oczywiście chciał przepuścić. Bałam się tej lekcji. Nabawiłam się "fobii" co do szkoły, matematyki, znajomych. Śmiali się, nie miałam nikogo. Dopiero rodzice poszli do dyrektora i nauczyciel się odczepił, ale to nie zniwelowało problemów w szkole i nauce tego przedmiotu. Jedynie nauczyciel udawał, że mnie nie ma. Każdy zauważył, że tylko mnie nie pyta. Udało mi się zdać tą szkołę. Wybrałam technikum. Ta szkoła to strzał w 10. Nowi ludzie, nowi nauczyciele, zero kontaktu z ludźmi z poprzedniej szkoły. Do tego, moja wymarzoną szkoła. I wszystko byłoby dobrze gdyby nie ten jeden przedmiot i ta jedna nauczycielka. Na początku roku ja i mama rozmawiałyśmy z nią i powiedziała, że pomoże i że na pewno wyciągniemy na tą dwójkę. Udawała, że jest miła. Pani pedagog też powiedziała, że pomoże i że wszystko się uda. Od razu ktoś też zasugerował, żeby udać się do poradni. Wcześniej nie słyszałam o dyskalkulii. Podczas wystawiania opinii, miałam też test psychologiczny. Pani zaproponowała mi grupę terapeutyczną. Zaczęłam chodzić na grupę. Możemy tam mówić o wszystkim, o czym chcemy oraz rozwiązujemy problemy. Pewnego razu opowiedziałam o tym jak się często czuję oraz sytuacji w domu, oraz że po prostu nikt nie chce mi pomóc z tą matmą, a rodzice nie chcą zgodzić się na wydawanie pieniędzy na korepetycje. Psycholog stwierdził, że mogę mieć kilkuletnią depresję. Pogadał też z rodzicami. Załatwiłam korki u najlepszej korepetytorki w mieście. Rodzice zmienili nastawienie. Poszliśmy tez do psychiatry, który dał mi leki i stwierdził depresję. Chodziłam na korepetycje, które niestety nie przekładały się na lekcje. Mimo, że na korkach sobie radziłam, i pani twierdziła, że dam sobie radę, to jednak potrzebowałam pracy indywidualnej, aby czasem ktoś mnie nakierował. Nadal sypały się jedynki, mimo, że czułam się coraz bardziej dobrze z matematyki. Jednak to za mało czasu, aby wyprowadzić na prostą nagle cały rok szkolny. Kiedy została wydana opinia i nauczyciele się z nią zapoznali, moja mama pojechała do szkoły pogadać z nauczycielką matematyki. Na opinii pisało wiele przydatntch rzeczy, takich jak unikanie wyrywania do odpowiedzi, rozdzielanie materiału sprawdzianu na części do zaliczania, więcej czasu, praca indywidualna z nauczycielką, zadawanie podobnych zadań do domu, jakie będą na kartkówkach i sprawdzianach, korzystanie z kalkulatora i wzorów na każdej lekcji i sprawdzianie i inne tego typu rzeczy. Moja mama chciała pogadać na ten temat i jakoś to uzgodnić. Niestety z marnym skutkiem. Pani tylko się zaśmiała i powiedziała, że nie będzie jednego ucznia wyciągać ponad wszystkich i dawać mu taryfę ulgową. Powiedziała też, że opinia to tylko papierek do poczytania, i że wszystko co mogła dla mnie zrobić, już zrobiła (czyli tylko przesadzenie do pierwszej ławki, które było najmniej ważne...). Dodała, że nie nadaję się do tej szkoły, że nic ze mnie nie będzie i że w ogóle nie powinno mnie tu być, żebym zmieniła szkołę, i że "zawodówka też jest dla ludzi". Powiedziała, że co ja napiszę na maturze z takimi "brakami" i że matematyka jest najważniejsza, kiedy to nie prawda, a mi tylko nie idzie z matematyki. Mama bezradnie poszła do pedagog, która też poleciła jej zmianę szkoły. Ale powiedziała, że pogada z dyrektorem o zajęciach indywidualnych. Dyrektor wyraził zgodę na indywidualne z samej matematyki lub też ewentualne fizyki czy innych przedmiotów ścisłych z innym nauczycielem. Ale tylko dlatego, że mam depresję, a nie ze względu na trudności. Byłoby to dla mnie idealne rozwiązanie, bo chcę chodzić do szkoły z innymi, ale nie na matematykę. Teraz czekamy na orzeczenie. Jest pozytywne. Zobaczymy, co będzie działo się w szkole, kiedy je zaniesiemy. Nie chcę zmianiać szkoły, bo mi na niej zależy. Ja i rodzice zrobiliśmy już wszystko, co mogliśmy. Teraz tylko trzeba czekać na nauczycieli...
Zelka - dziękujemy za podzielenie się swoją historią. Postaramy się, żeby przeczytało ją jak najwięcej nauczycieli. Bo z Twojej opowieści wynika, że rozwiązanie problemu się znalazło, trzeba tylko dobrej woli nauczycieli, żeby Ci pomóc ukończyć wymarzoną szkołę.
Witam Mam problem Mój syn chodzi do 2 klasy zawodowej . Ma problem z przyswajaniem wiedzy z technologii pani zaproponowała indywidualne nauczanie nie wiem jak to załatwić Co mam powiedzieć w poradni psychologicznej by załatwić to do września ma drgania rąk Bardzo się denerwuje gdy na niego krzyczy jakiś nauczyciel z pracowni , co mam zrobić by mu pomóc dziś usłyszałam od nauczyciela że jedynym wyjściem na zakończenie tej szkoły jest indywidualny tok nauczania, syn ma oceny dobre tylko z technologii jest zagrożony od pierwszej klasy niestety jest trudnym dzieckiem właściwie dorosłym człowiekiem ma zawsze swoje zdanie jak mam rozwiązać ten problem
Witajcie. Ja utknęłam w martwym punkcie. Mój syn od połowy pierwszej klasy ma orzeczenie o nauczaniu indywidualnym oraz specjalnym. Nie zostało u niego zdiagnozowane żadne schorzenie ani choroba. Chłopiec jest nad wyraz inteligentny w opinii PP. Nauczanie indywidualne wydawało mi się jedynym rozwiązaniem, ponieważ ze względu na zachowanie syna zmuszeni byliśmy do zmiany szkoły. Wówczas żyłam w poczuciu, iż NI pozwoli mu nadrobić braki, wdrożyć się w system nauki. Miał wiele godzin wspólnych z klasą. Natomiast zeszyty i ćwiczenia do domu przynosił puste. Przez rok siedziałam w szkle w korytarzu by w razie potrzeby móc zainterweniować. W lekcjach w zasadzie nie uczestniczył, nie nauczył się czytać ani pisać. Nie współpracował z nauczycielami. Trzecią klasę powtarzaliśmy już w trybie nauczania domowego, gdyż nie dostał promocji do klasy czwartej. Braki sa ogromne. Większość czasu była to walka o napisanie choć jednej literki przeczytanie choć jednego wyrazu. Dzisiaj jesteśmy po egzaminie sprawdzającym. Niestety poziom jego umiejętności nadal nie pozwala na przejście na wyższy poziom nauki. Chociaż w tej chwili choć z problemami, czyta i pisze, rozwiązuje zadania z treścią, konstruuje pisemnie wypowiedzi. Natomiast stres związany ze środowiskiem szkolnym paraliżuje go kompletnie. Podczas egzaminu połowę czasu przepłakał. Ze szkołą jesteśmy umówieni na koniec sierpnia, aby egzamin powtórzyć. Chociaż co do jego przebiegu mam wiele zastrzeżeń. Wszystko wskazuje na to, że nie będzie mógł uczyć się w domu, będzie musiał wrócić do szkoły do dzieci o dwa lata od siebie młodszych. Boję się, bo widzę, że nie jest gotowy na powrót do szkoły. Tak wiele trudności udało nam się pokonać. A to wszystko z czym sobie nie radzi spadnie na niego znowu. Nie wiem już jak mogę mu pomóc.
Witam, mój syn od wrzesnia jest nowym uczniem w klasie II. W ubieglym roku wrocilismy z Anglii. Od poczatku nie jest akceptowany w klasie. Nie przez cala klase ale prze 4-5 osob. O problemie syna dowiedzialam sie o wychowawcy dopiero pod koniec wrzesnia. Jak juz troche ogarnela klase zaczely sie zajecia zdalne, potem swieta ferie i po powrocie do szkoly problem powrrocil. Jest kilkoro dzieci ktore stale mu dokuczaja, zaczepiaja i wyzywaja tam gdzie nie ma nikogo doroslego albo kamer. syn stal sie wobec tych dzieci agresywny- nie zawsze ale czasami jak sie bawia i ktos go popchcne a on odda nie robi to w delikatny sposob. ostatnio kolega go uderzyl ale nikt z doroslych nie widzial. zaro jak on kopnal oczywiscie tak. ostatnio tez dowiedzialam sie ze tydzien wczesnij miala miejsce sytuacja, gdzie moj syn mial rzekomo uderzyc kolezanke tak ze az znalazla sie w szpitalu z porażeniem nerwu twarzy- psycholog w PP zasmiala sie jak jej to powiedzialam, tak samo kolezanki bratowa, ktora jest lekarzem powiedziala ze to nie jest mozliwe. dzieci w klasie oskarzyly mojego syna ,z e to przez niego kolezanka znalazłasie w szpitalu. a wychowaca sama nie wiedzialaco jest z ta dziewczynka. dopiero jak zadzwonila do mamy to ta jej powiedziala po tygodniu czasu!!! nie uwazaja Panstwo ze to delikatnie ujmujac troche absurdalne. dodam ze psycholog kazala mi w trybie natychmaistowym zabrac dziecko ze szkoly i znalezc mu nowa. jest koniec lutego poczatek marca.... w trakcie drugiego polrocza przeniesc dziecko?? moze bylo by Jakims wyjsciem do konca roku NI apotem od wrzesnia moglby isc do nowej szkoly? wiem ze takie nauczanie jest dla naprawde potrzebujacych dzieci. dodam ze mieszkam w malej wsi i gmina tez nie jest duza. co robić prosze o jakakolwiek rade
dotty - wysłaliśmy wiadomość.