KONFERENCJE DO POPRAWKI
Każdy nauczyciel ma za sobą udział w co najmniej kilku konferencjach i niezliczonej liczbie szkoleń. Doskonali się merytorycznie, poznaje nowe metody pracy, odświeża wiedzę psychologiczną, inwestuje w rozwój osobisty, wymienia się doświadczeniami. I obserwuje. Porównuje. Ocenia. W ostatnich latach zmieniło się postrzeganie tego typu wydarzeń, a nauczyciel – z wdzięcznego za cokolwiek, stał się świadomym i wymagającym odbiorcą konkretnej usługi.
Poznań, wakacje, konferencja na temat nowego rozporządzenia dotyczącego pomocy psychologiczno-pedagogicznej. Na sali dyrektorzy szkół, pedagodzy szkolni i terapeuci pedagogiczni. Kilka rzeczowych wystąpień z praktycznymi rozwiązaniami do zaadaptowania w szkole, po nich prezentacja na temat… inny niż w programie, na dodatek bardzo luźno związany z tematem głównym. Prelegentka czyta kolejne slajdy. Nagle wstaje jedna z uczestniczek i grzecznie ale stanowczo protestuje. Przyjechaliśmy tu z daleka, zapłaciliśmy, pani mówi nie na temat i jest nieprzygotowana. Na sali zapada cisza. Na twarzach wahanie – początkowo przerażenie, no bo jak to tak przerywać prelegentowi (skoro mówi spod ekranu, to pewnie mądrzejszy i więcej wie, a w ogóle to tak jakoś niegrzecznie), po kilku niezręcznych sekundach szmer aprobaty i wreszcie oklaski. Prelegentka próbuje coś mętnie tłumaczyć, że organizator nie poinformował dokładnie, że na temat zapowiedziany w programie to jeszcze nie wiadomo do końca… Organizator przytomnie reaguje, zmienia kolejność wystąpień, przeprasza.
PŁACIMY – WYMAGAMY
Organizatorzy szkoleń i konferencji przystosowali się do nowej rynkowej rzeczywistości i jest faktycznie coraz lepiej. Sale wyposażone są w najnowszy sprzęt, zapraszani są kompetentni i przygotowani prelegenci, samo wydarzenie ma przyjemną oprawę również pozamerytoryczną. I tak powinno być zawsze i wszędzie. Proces jednak jest ciągle jeszcze w rozwoju i na kilka bolączek nie znaleziono do tej pory skutecznej rady. Zebraliśmy je tutaj jako problemy wymagające przemyślenia, przedyskutowania i rozwiązania raz na zawsze.
COMIC SANS I LEKCJE CZYTANIA
Proces przechodzenia od tablicy i kredy, poprzez flipcharty i rzutniki folii, do prezentacji w Power Point przebiegał bardzo żwawo. I tu wyhamował. Prawdopodobnie dlatego ciągle jeszcze można zobaczyć modne kilka lat temu prezentacje przeładowane tekstem wjeżdżającym na wszystkie możliwe sposoby, ozdobionym kolorowymi elementami i zapisanym czcionką Comic Sans. To jeszcze można przełknąć, z trudem wprawdzie, ale o gustach się nie dyskutuje. Niepokój wzbudza sama treść – niektórzy prelegenci mają ambicję przedstawienia w ciągu od 15 minut do 1,5 godziny całej dostępnej wiedzy, bez względu na temat szkolenia czy konferencji. Często rozpoczynają wykład od definicji, i nie chodzi wcale o przytoczenie rewelacji z najnowszych badań. Zdarzają się również prelegenci, którzy od lat występują z tym samym wykładem mniej więcej pasującym do tematu. Umiejętność przekazania treści też jest różna. Nadal można spotkać osoby, które po prostu czytają tekst z kolejnych slajdów. A przecież my umiemy czytać, na dodatek po cichu czytamy szybciej niż na głos. Czasem można odnieść wrażenie, że przygotowując się do wystąpienia, niektóre osoby nie określiły jego celu. Konferencje przeładowane do granic ludzkiej wytrzymałości intelektualnej (8–9 godzin dziennie) nie zawsze adekwatnymi do tematu treściami rodzą refleksje o przedkładaniu ilości nad jakość. Nie mówiąc o szkoleniach zamówionych w ośrodkach doskonalenia nauczycieli, przygotowywanych na potrzeby chwili z materiałów ściągniętych z internetu przez pracowników niemających merytorycznego przygotowania ani doświadczeń własnych.
JESZCZE TYLKO JEDNO ZDANIE…
Stałą konferencyjną bolączką jest przedłużanie czasu wystąpienia. Organizatorzy dwoją się i troją, pokazują, że czas się kończy, stosują sygnały dźwiękowe, wieszają wielkie zegary – wszystko na nic. Występujący w zapale pedagogicznym prelegenci robią wielkie oczy (To już? Tak szybko?), po czym niezrażeni ciągną dalej (Jeszcze tylko jedno zdanie!). Kolejna osoba proszona jest w związku z tym o skrócenie czasu swojego wystąpienia (A dlaczego? Ja też przedłużę!), co skutkuje tym, że ostatni w kolejce mówią do pustawej widowni (bilet na pociąg uczestnicy kupili z uwzględnieniem harmonogramu). Osobami, które świetnie mieszczą się w czasie i stawiają ostatnią kropkę swojej wypowiedzi na sekundę przed sygnałem, są zawsze przedstawiciele firm prezentujących pomoce dydaktyczne. A wydawałoby się, że to nauczyciel czy wykładowca powinni mieć w głowie zegar i świetnie radzić sobie z rozplanowaniem treści w wyznaczonym czasie.
TALERZ Z ZUPĄ NA KOLANACH
Powszechnym konferencyjnym problemem jest też koszmarna organizacja cateringu. Wijąca się kolejka do stołu, przy którym kelnerzy nakładają porcje, a potem jedzenie na stojąco lub na siedząco na schodach, z talerzem na kolanach, bo stołów i krzeseł jak na lekarstwo – to już zakrawa na brak szacunku dla drugiego człowieka. O ile takie party ujdzie jeszcze podczas przerwy kawowej, o tyle obiad w takich warunkach nie przystoi w XXI wieku. Do tego dochodzi konieczność szybkiego jedzenia i picia, bo przecież przerwa z pięćdziesięciominutowej skróciła się do półgodzinnej (organizatorzy w ten sposób rekompensują przedłużone wystąpienia), a jeszcze trzeba skoczyć do toalety, tam też kolejka, ech… Niech ktoś wreszcie coś mądrego wymyśli. O porozmawianiu w takich warunkach nie ma mowy, a przecież inspiracje czerpie się nie tylko ze scenicznych wystąpień. Trzeba to potem obgadać, skomentować, podrzucić własne rozwiązania, wszak konferencja miała być forum wymiany doświadczeń. Kiedy to zrobić?
Przedstawiliśmy spojrzenie na szkolenia i konferencje z punktu widzenia zaangażowanego uczestnika. Uczestnik jednak może być też niezaangażowany. Po co więc przyszedł na szkolenie? Bo dyrektor zrobił „łapankę”, bo trzeba wydać pieniądze z puli na szkolenia, bo potrzebne jest zaświadczenie do awansu. Taki niezaangażowany uczestnik potrafi nieźle dać w kość. To już jednak spojrzenie z punktu widzenia prowadzącego, czyli temat na zupełnie inny artykuł.